niedziela, 10 marca 2013

jest wkręta

Wkręciłem się. Totalnie.

Wyjazdy, podróże mnie pochłonęły. Chęć zobaczenia czegoś innego, czegoś nowego, zobaczenia jak funkcjonują ludzie w innych miejscach, czy też jak funkcjonują moi znajomi podczas wyjazdu jara mnie!

Mamy ogromne szczęście, bo żyjemy w momencie gdzie podróżować może każdy. Na dodatek nie potrzeba do tego dużych pieniędzy. Zrobić 1000km za darmo na stopa? Trzeba po prostu wyjść na ulicę i pomachać ręką. Kupić bilet lotniczy za 1zł do Budapesztu? Wystarczy obserwować promocje lotnicze i kupić bilet. Tani nocleg? Są namioty czy też programy w necie dzięki którym ludzie z całego świata goszczą się nawzajem za free. Jedzenie? W supermarketach można kupić wszystko w przystępnych cenach. A jeśli w danym kraju takich opcji nie ma to prawdopodobnie jest to miejsce gdzie spokojnie stać nas na zjedzenie czegoś na mieście.

Blog założyliśmy z prostego powodu. Podczas wyjazdów przeżyć jest mnóstwo, ale momentalnie się o większości z nich zapomina. Warto mieć to gdzieś spisane. Drugim aspektem jest fakt (dla mnie szczególnie zaskakujący), że niektórych to co robimy interesuje i chętnie sobie takiego bloga poczytają. Zdajemy sobie, że zdolności do pisania mamy "takie se", dlatego piszemy luźno, prostym językiem i oczywiście nikogo do czytania tego nie zmuszamy. No dobra skoro tak, to nawet fajnie, choć zdaję sobie sprawę że to co robimy to nie jest nic niezwykłego.
Po prostu taka zajawa, pasja.

Zaczęło się bardzo niewinnie, od trzytygodniowego wyjazdu na Krym między moją drugą, a trzecią liceum. Wyjazd w pięcioro znajomych, czysty chill, zero spin, pełen luz. No i do tego ta 27-godzinna podróż pociągiem z Lwowa do Symferopolu. To było mega i zaczęło otwierać oczy.
Kolejne wakacje i wyjazd na stopa trasą Poznań - Kraków - Wiedeń - Praga - Monachium - Poznań. Całość za 300zł (spaliśmy u rodziny i znajomych). Opcje wyjazdów stawały się coraz bardziej dostępne. Jeszcze tego samego lata po jednym weekendzie spontaniczna decyzja i jedziemy znowu na Krym. Bez biletów, bez żadnego przygotowania pojechaliśmy. Z tym że w pierwszą stronę w większości na półce na bagaże (z dwudniową przerwą na biwakowanie na plaży w Odessie). Na powrót nie było żadnej opcji (bilety na najwcześniej za miesiąc), więc powrót przez całą Ukrainę na stopa. Na zakończenie lata objazdówka po pięknej Toskanii.

Potem zaczęły się studia na na Turystyce i rekreacji, więc zaczęła się rekreacja. Pierwsze tanie przeloty (za 30zł w dwie strony do Oslo). Potem rodzice zabrali nas na wyjazd na beatyfikację JPII, przy okazji odwiedziliśmy Pragę, Wenecję, Monachium i przede wszystkim te (chyba) pięć dni w Rzymie! I zbliżały się kolejne wakacje. Chęć zrobienia jakiegoś fajnego, taniego wyjazdu. No i wyszło przekozacko: 42 dni, 9975km (większość autostopem).
Trasa: Poznań - Durtmund - Bordighera - Lazurowe wybrzeże (Monako, Nicea, Cannes, Saint Tropez) - Mointpellier - 10 dni w Maroko (Tanger - Chefchauen - Fez - Marrakesz - jakaś wieś pod Rabatem - Tanger) - Tarifa - Madryt i powrót. Półtora miesiąca podróżowania w dwie osoby i same pozytywne wspomnienia.

Jesień 2011 jeszcze spokojna, ale to cisza przed burzą. Bo rok 2012 to już wkręta pełną parą i korzystanie ile wlezie. Weekend w Berlinie za grosze, pięć dni w Barcelonie z czterema panienkami, wyjazd z tatą na Białoruś, tydzień jeżdżenia po Sardynii i wylot na fjordy do Norwegii, gdzie zobaczyłem jeden z najbardziej niesamowitych obrazków w moim życiu, czyli ścianę Prekiestolen. Potem sesja na uczelni, na której niestety nie mogłem się zjawić, ponieważ wypadł mi wyjazd na Ukrainę, gdzie zobaczyliśmy Lwów, Kijów, Zaporoże i półfinał Euro2012 Hiszpania-Portugalia w Doniecku.
Na zakończenie wakacji kolejny wielki (dla mnie) wyjazd, czyli trzy tygodnie w Uzbekistanie. Wyjazd konkret, miejsce gdzie serio już jest inaczej i ludzie się inaczej zachowują.
Jesień to pięć dni w miejscu gdzie Europa graniczy z Azją czyli w Stambule i maraton Londyn - Budapeszt - Mediolan - koło podbiegunowe w Norwegii, gdzie 6 grudnia zobaczyliśmy dzikie stado ok 100 reniferów.


A teraz... jutro wyjazd do Iranu. Jeżeli nas wpuszczą to spełni się jedno z moich największych podróżniczych marzeń. Nie da się ukryć że te marzenia rosną z każdym wyjazdem.

To tyle z wstępu. Krótko mówiąc jaram się wyjazdami, jaram się niespodziewanymi sytuacjami podczas wyjazdów, jarają mnie nowe miejsca. A to wszystko staram się ogarnąć jak najtaniej po to by móc jeszcze więcej!






Jeszcze odnośnie bloga: Zdajemy sobie, że zdolności do pisania mamy "takie se", dlatego piszemy luźno, prostym językiem i oczywiście nikogo do czytania tego nie zmuszamy. Co więcej, jeśli doszedłeś do tego miejsca to jesteś niezłym kozakiem ;)


łęcol

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz